Tytuł tego posta jest dość chwytliwy. Kto nie chciałby unikać błędów w życiu? Wiedzieć z góry, że kupno tamtego mieszkania będzie oznaczało nieustanną walkę z grzybkami na suficie albo że autobus, do którego ma się zamiar wsiąść, ma zamiar się w połowie drogi zepsuć?
Tutaj chciałbym jednak zwrócić uwagę na jeden specyficzny sposób unikania błędów podczas tworzenia oprogramowania. Sposób jest bardzo prosty - pisać mniej kodu. Po chwili zastanowienia można zauważyć, że pomysł jest wręcz oczywisty, bo nie da się zrobić błędu w linii kodu, która... nie istnieje.
Kolejna chwila zastanowienia nad powyższym sposobem unikania błędów prowadzi do wniosku, że idealnie byłoby nie pisać kodu w ogóle. Zero kodu = zero błędów! Nirwana! Chociaż może nie do końca, bo tworzone oprogramowanie miało mieć jakąś funkcjonalność, a skoro nic nie napisaliśmy, to próżno szukać tej funkcjonalności.
Jak w takim razie pisać mniejsze ilości kodu, a mimo to z powodzeniem dostarczać gotowe oprogramowanie? Jest parę sposobów:
Pozostaje tylko problem, co zrobić z kodem, który już został napisany i przypomina objętością miłośnika Big Mac'ów? Odpowiedź wykracza już poza tego posta, ale w największym skrócie - używając refaktoryzacji stosować się do zasady DRY.
A więc - miłego (nie)pisania kodu!